Teresa i Mariusz Muskat , Emerytowany psycholog i socjolog
Mariusz Muskat (MM): Moja aktywność polityczna rozpoczęła się w 1968 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Jednym ze skutków ożywienia politycznego w Polsce w 1968 roku, który był związany z Praską Wiosną, był fakt, że nie mogliśmy wystawiać Dziadów Adama Mickiewicza, jednego z najważniejszych dramatów w polskiej literaturze. Tylko kilka występów było dozwolonych przed wprowadzeniem zakazu. Treść spektaklu jest bowiem anty - carska i publiczność " aktualizowała" ją swymi reakcjami na sali i poza nią. Stłumiono je siłą. Rozpętano państwowy antysemityzm, wyrzucono ze stanowisk wszystkich tych, którzy mogli ewentualnie optować za demokratyzacją, wymieniono wszędzie redakcje mediów na agresywno - komunistyczne, lżono literatów i zakazywano ich druku, w wielu uczelniach usunięto studentów, część wcielono do wojska, nawet zlikwidowano na kilka lat w Warszawie niektóre fakultety humanistyczne.
Teresa Muskat (TM): Jako najlepszy student na 3 roku socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, Mariusz wygłosił spontaniczną publiczną wypowiedź w centralnym klubie studenckim miasta krytykując ówczesną sytuację polityczną i brak wolności słowa. Było to spotkanie oficjalne, legalne z udziałem przedstawiciela Partii Komunistycznej. Potem spotkaliśmy wielu przyjaciół i byli oni zszokowani, że Mariusz w ten sposób publicznie krytykował rząd. To było wcześniej nietypowe, ludzie nie krytykowali otwarcie władzy z powodu obawy przed pójściem do więzienia.
MM: Za to akurat nie mogli mnie aresztować. Zebranie było legalne, oficjalne. Zwłaszcza, że założyłem na uniwersytecie i byłem prezesem oficjalnej, jawnej i legalnej organizacji studenckiej mającej wspomagać osiedlanie się absolwentów uniwersytetu na Ziemiach Odzyskanych (poniemieckich, dokąd przesiedlono po II wojnie światowej Polaków, usuniętych ze wschodniej połowy Polski, zajętej przez Sowiety). Cały ten komuno-faszystowski atak władz posługiwał się hasłami patriotycznymi kierowanymi przeciw Niemcom i Żydom. Byłem szczególnie niewygodnym obiektem do aresztowania. No ale oczywiście zwrócono na mnie uwagę. Aresztowano mnie 1,5 miesiąca później. Trzymali mnie w areszcie 2 miesiące za jedną ulotkę. Na procesie za 1 ulotkę okazało się, że egzemplarz w mych aktach nie jest tym, jaki znaleziono przy mnie i uniewinniono mnie. Skończyłem studia z wyróżnieniem, ale z wilczym biletem kiblowałem potem 4 lata jako urzędnik kolejowy.
TM: Szybko się pobraliśmy tuż przed jego ewentualnym skazaniem i pójściem do więzienia na dłużej, abym mogła się z nim kontaktować, gdyby tak się stało. Gdy trafił do więzienia, tajna policja próbowała mnie zastraszyć. Kiedyś podszedł do mnie agent i powiedział: "Nie czekaj na niego, będzie w więzieniu przez co najmniej 20 lat". Powiedział mi, że Mariusz był agentem niemieckim. Chciał mnie zwieść, żebym żyła w strachu.
Znałam tego człowieka. Był z Mariuszem w tej samej organizacji na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był jego zastępcą.
MM: Po studiach nie mogłem znaleźć pracy w swojej dziedzinie. Socjologia była wykładana na wszystkich uczelniach jako przedmiot dodatkowy. Ponadto w każdej większej firmie a były prawie same duże, była pracownia socjologiczna. Przyjmowanie do pracy polegało na tym, że wszędzie bezpieka anonimowo stawiała znak plus lub minus przy nazwisku i nikt nie wiedział dlaczego. A ten znaczek decydował o przyjęciu. Mnie najpierw przyjmowano z otwartymi rękami a potem odsyłano z kwitkiem. Potem się okazało, że mam tajny zakaz pracy tam, gdzie są robotnicy albo studenci.
15 grudnia 1970 roku to był początek pierwszych strajków na Stoczni Gdańskiej. Robotnicy wychodzili tłumnie ze Stoczni i palili akta partii komunistycznej z gmachu Komitetu Wojewódzkiego Partii, który został zaatakowany i spalono tam dach , ale nikt nie zginął. Dlaczego wybuchł strajk? Tuż przed świętami Bożego Narodzenia drastycznie podniesiono ceny żywności. Oznaczało to np. dla takich jak ja z żoną, początkujących pracowników, wręcz głód.
16 grudnia robotnicy znowu wychodzili bramą, ale stacjonujące poza bramą wojsko oddało salwę do nich. Zginęło kilku stoczniowców. Rozpoczął się strajk okupacyjny w całym zespole stoczniowym w Gdańsku. Następnego dnia szef wojewódzkiej Partii ogłosił, że ludzie powinni wracać do pracy. W Gdańsku załogi siedziały wewnątrz zakładów, ale w Gdyni strajków okupacyjnych nie było i tam ludzie (w tym i ja) udali się do pracy. A wtedy wojsko i milicja zaczęły strzelać do nich zupełnie bezbronnych na ulicach, także z helikopterów i aut pancernych. Zginęły oficjalnie 44 osoby, ale było ich znacznie więcej. Zgłosili tyle, ponieważ gdyby ogłoszono, że więcej, wymagałoby to oficjalnego dochodzenia międzynarodowego.
Zacząłem działanie w 77-roku od współpracy z KOR-em (prawa człowieka, wolności obywatelskie), ale na Wybrzeżu, gdy wkrótce powstały inne organizacje, nastawione na kwestie niepodległościowe, wszyscy działali zgodnie razem i wzajemnie się wspierali. Wkrótce Polska została zalana podziemnymi wydawnictwami -od ulotek po książki. Brałem w tym dziele rozmaity udział - od drukowania, poprzez kolportaż w skrytkach pociągowych, do sprzedawania na spotkaniach "Domu Niezależnej Kultury", który założyłem. Organizowałem też spotkania z pisarzami czy działaczami podziemia. Puszczałem pieśni Wołodii Wysockiego czy Okudżawy a przede wszystkim tworzone wtedy na bieżąco znakomite piosenki "Salonu niezależnych". Pozyskałem od autora śp. Piotra Pietkiewicza jego wspomnienia o obozie w Workucie (pierwsze poznane na temat tego łagru) i wydałem je na ksero w ilości 100 egzemplarzy na 60. rocznicę odzyskania Niepodległości. Połowę złowiła bezpieka, ale jeden egzemplarz dotarł do Wolnej Europy i był tam czytany jako duża sensacja. Ale robiłem też inne rzeczy, np. roznosiłem pisma antykomunistycznego ruchu chłopskiego na wsi.
16 grudnia 1977 roku wraz z Błażejem Wyszkowskim złożyłem pierwszy raz po 71 roku wieniec przy Bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej dla upamiętnienia rocznicy wydarzeń z grudnia 1970 roku. I sfilmowałem to. Film się zachował mimo wściekłego ataku bezpieki na osoby niosące kamerę. Gdy udało im się ją wyrwać – filmu już tam nie było. Złożenie wieńca 16 grudnia 1977 to było me największe osiągnięcie.
TM: W stanie wojennym większość ludzi stała się dla siebie prawdziwymi bliźnimi. Kiedy w 1981 roku Mariusz znowu trafił do więzienia, byłam w ciąży. Sąsiedzi proponowali przyniesienie węgla z piwnicy, przynoszono pieniądze ze zbiórek, zjawił się młody człowiek stale opiekujący się naszą rodziną. Donoszono nam też bardziej wartościowe produkty żywnościowe, miałam w domu dwćch synków. Dopiero w Wigilię dowiedziałam się, gdzie jest mąż, poprzez kanały konspiracyjne. Oficjalnie nic mi nie podano. Z Zachodu przysyłano paczki żywnościowe.
MM: Polski Gdańsk to tygiel. Po pierwsze ludzie wygnani z Litwy po 44 roku i repatriowani po 56-ym. Bardzo patriotyczni. Często też bardzo wykształceni. Po drugie, Kaszubi mieszkający od wieków na dużym obszarze gdańskiej prowincji, Starosłowianie, zwalczani mocno przez Niemców, a także przez komunistów po wojnie. Bardzo przywiązani do katolicyzmu. Trzecia grupa to ludzie z wielu innych obszarów Polski. Jako miasto portowe i stoczniowe zawsze byliśmy otwarci na świat. Podróżowało tu wielu marynarzy. Miasto było wielokulturowe, nie tylko Polacy, ale Hiszpanie, Holendrzy, Duńczycy, Szwedzi ,Włosi, Żydzi i Niemcy. Mamy w swej tradycji element samodzielności, odwagi, Gdańsk należał do Hanzy. Podczas zaborów został zniemczony, ale przed wojną i tak 30% stanowili tu Polacy. Przez zdecydowaną większość swej historii należał do Polski.
Zmiana po roku 89. oznaczała usuniecie totalitarnego ustroju politycznego i terroru policyjnego. Natomiast ekonomicznie oznaczała katastrofę ze względu na narzucony nam bez dyskusji model neoliberalny, który trudno nazwać nawet kapitalizmem. Tragiczna stopa życiowa obniżyła się nagle jeszcze o 30 %, bankrutowały wskutek nagłego, kompletnego otwarcia się na import tysiące firm- od maleńkich prywatnych usług do całych gałęzi przemysłu nowoczesnego. Inflację duszono przez 6 lat hiperinflacją wskutek czego wielu rolników zbankrutowało, a część z nich odebrała sobie nawet życie, kilka milionów bezrobotnych wyjechać musiało za granicę, albo przejść na głodowe renty obciążające budżet. Na szczęście szybko powstało z niczego ok. 2 mln nowych rodzinnych firm i powoli zaczęły rosnąć. Także na szczęście, nie dało się kontrolować innych procesów do końca (także politycznych). Najważniejsze, abyśmy się nie dostali pod panowanie Rosji i Niemiec. A to nam zagraża. Niemcy bowiem prowadzą realnie politykę wrogą wobec nas we wszystkich dziedzinach. Przez całe 30 lat po 89-ym roku. Rosja oczywiście też, od czasów Putina.
Ta rozmowa była w języku angielskim.